3 in 1

W kalendarzu maj, jednak czy za oknem możemy dostrzec blask słońca? Ano niekoniecznie, właśnie dlatego dopadła mnie choroba, jednak powoli się kuruję i dochodzę do siebie. Tym razem przygotowałem dla Was relację z trzech ostatnich pokazów. Jubileusze, wkoło jubileusze. U jednego projektanta 10-lecie marki, u drugiego 15-lecie, wszystkim życzę wszystkiego najlepszego i kolejnych lat tak wspaniałej twórczości.

Na początek wyrywamy się z podstawowego nurtu mody i wkraczamy w rzekę Michała Szulca - niezwykłego kolorysty, a przede wszystkim świetnego, idącego w dobrym kierunku designera. Z pewnością modowi laicy znajdą tu tylko same dysonanse, jednak ja uważam, że w każdym dysonansie da się zauważyć konsonans, a w tym w szczególności. Przecież to nie do końca abstrakcja, to nie do końca błędy projektanta, ba, to zalety projektanta, to jego dobra robota, bo w modzie nie chodzi o prostotę. Właśnie u Szulca dostrzegamy umiejętność zabawy modą, w szczególności tą modą trudną, niezrozumiałą dla szarego Kowalskiego. Sama paleta barw przechodząca od niewidocznych w ciemnościach Imki czerni, przez biele, szarości i bogate ugry pokazuje, że moda wcale nie musi opierać się na szalonych połączeniach. Za to w kroju i patchworku widzimy szaleństwo. Łączenie najnowszych trendów - frędzli, szerokich spodni (tak bardzo trudnych) z typową klasyką to cały smak tej kolekcji. Geometryczne konstrukcje na hali pokazowej nawiązywały do warstwowości i geometrii sylwetek, ha! jednak jakiś konsonans jest. A co umilało pokaz? Koncert na żywo artystki grającej nawet dla Diora! O tak, mamy takich u siebie w kraju, czyż to nie cudowne? A zatem, jeśli chcesz się wyróżniać, chcesz zostać ikoną stylu i Panią awangardy zainteresuj się Szulcem, warto.








































Fot: Marek Makowski/Szymon Brzóska


Teraz na ruszt wrzucamy podwójny pokaz duetu Paprocki&Brzozowski. Moim zdaniem są tutaj tylko dwa atuty. Po pierwsze - podwójny pokaz, dwie kolekcje zaprezentowane podczas jednego pokazu ( mieszanka stylów, form, cen), a po drugie nurt projektantów. W wypadku poprzedniego projektanta - Szulca - nurty z biegiem lat były bardzo zmienne. W wypadku Marcina i Mariusza rzeka ciągle płynie tak samo. Hołdują stylowym kobietom, a także nastolatkom! Powiem szczerze, nie jest to moja ulubiona marka. Zaczniemy może od wybiegu. Tak, chodzenie po nim to niełatwe zadanie, jednak chód modelek, ich nogi to po prostu samo zło. Miałyście próby? No chyba tak, no to kurwa, trzeba się było nauczyć chodzić, a nie robić wstyd tak dobremu duetowi. Dobra, koniec hejtu. Kolekcja Plants super, mnóstwo rocka, glamrocka, trochę grunge'u, jednolita paleta black-white, czyli to co lubię najbardziej. Trochę cięć, plamy, jednym słowem - brawo! Kolekcją podstawową nie będę się jakoś specjalnie zachwycał. Jednak była również bardzo dobra. Szarfy opadające na ramiona, a przede wszystkim połączenia tkanin. Jednak to co zachwyciło mnie najbardziej to oczywiście panterka. Podsumowując. Kubistyczny eksperyment z proporcjami i akcentami barw zdecydowanie się udał. Nie spodziewałem się niczego więcej, zachwycili mnie tym co zrobili, cudowna kolekcja, jednak kochać ich nie będę. Pewnie się zastanawiacie czemu zdjęcia kolekcji są pomieszane. Celowo. Na bieżąco porównujcie jak bardzo kobieta z klasą różni się od nastolatki w glam rocku. ;) 











































































Fot: Filip Okopny


Najlepsze na koniec. Michał Gilbert Lach i Kamil Owczarek czyli BOHOBOCO. Co tu dużo mówić. Zajebiście. A nie, przepraszam w wypadku tak ekskluzywnej kolekcji nie można użyć podwórkowego zwrotu, więc - cudownie, zabójczo. Oni nie narzekają na polskie realia, nie marudzą, że czegoś im brakuje, biorą pieniądze od sponsorów i przenoszą Paryż czy Mediolan do Warszawy. Wybieg jak stąd do nieba, pozazdrościć może nawet sam Lagerfeld. Niezwykła i bogata architektonicznie konstrukcja na jego fragmencie i miejsce o dobrym widoku dla każdego gościa, a do tego dbanie o zaproszonych gości w postaci prezentów, a także szybko podesłanych zdjęć. A co w kolekcji? Geometria i minimalizm połączone ze stylem lat 40. i 70. Czyż to nie piękne? Pozornie niepozorne tkaniny, które w wyjątkowym zestawieniu dają niesamowity efekt. Rano wełna i moher (te swetry to po prostu bomba), a wieczorem muślin. Nawet wielkie oversize'y podkreślają kobiecą talię, wszystko stworzone dla dam XXI, dla tych kobiet, które pragną stylu, którym styl zapewnia orgazm i o to właśnie chodzi. Takich projektantów potrzebujemy. Kontrastowanie kolorów i faktur niczym ze światowych wybiegów tylko na pokazie BOHOBOCO. Jednak ten pokaz to nie tylko stricto kobiecość. To także kobieta ukryta w męskich formach, ukryta, ale nie zakryta. Bo odkrywają ją nomen omen okienka na świat, których wkomponowanie w sylwetki było wiadomo jakie, boskie. Ich nie musi wspierać Kazar ani Badura, pokaz od początku do końca był ich. Buty, torby, biżuteria (co prawda Briju, a w kooperacji z BOHOBOCO) wszystko stworzone przez nich. Ach te gołębie szarości, pudry, a przede wszystkim głębie błękitów, Boże jak ja to kocham, więcej, więcej, chcę więcej. Ale to niestety koniec. Jedne pokazy są cudowne od pewnej sylwetki, inne tylko na końcu, ten zaś od samego początku. Szczerze? Niektórzy doszli już po zobaczeniu pierwszego płaszcza. Bosko, cudownie. Brawo Panowie!!!























































Komentarze

Popularne posty